Playa Jimanitas – Fusterlandia, czyli wielka kubańska mozaika
Playa Jimanitas, oddalona ok. 20 km na wschód od Hawany dzielnica, przyciąga turystów niesamowitymi mozaikami, popularną restauracją i luksusową mariną. Co można tu robić i czy warto zatrzymać się w Playa Jimanitas na dłużej?
Fusterlandia, kraina z mozaiki
Sprawcą całego zamieszania i obecnej popularności Playa Jimanitas jest José Rodriguez Fuster, lokalny artysta, malarz i rzeźbiarz, którego prace to ułożone, w mniej lub bardziej fantazyjne wzory, potłuczone kafle. Zaczęło się od terenu, który dzisiaj nazywany jest Fusterlandią – to mała przestrzeń, wielkości jednego czy dwóch domów, w której niemal wszystko wyłożone jest kolorowymi mozaikami.
Architektonicznie luźno nawiązuje do największych dzieł Antonia Gaudiego – Casa Batlló czy Casa Milá. Mamy tu falujący dach, ławki o fantazyjnych kształtach, sporo schodków i pomostów.
Wejście do Fusterlandii jest bezpłatne, za to można tam kupić małe mozaiki. Stragany są też rozstawione wzdłuż uliczki. Ze zwiedzaniem trzeba się jednak pospieszyć, otwarta jest do godz. 17.
Artysta anektuje kolejne uliczki Playa Jimanitas. Spacerując po okolicy trafić można na kolejne mozaikowe murale, przedstawiające a to słynnych ludzi, a to kraje z charakterystycznymi dla nich symbolami.
I tak jest tu np. Hugo Chavez na tle flagi Wenezueli czy słynna figura Jezusa z Rio. Nie mogło też zabraknąć motywów rewolucyjnych, jak np. jachtu Granma z Fidelem i Che Guevarą na pokładzie. Ale wiele państw wciąż czeka na swoje mozaiki. Na pustych jeszcze murach można już znaleźć nazwy kolejnych krajów,m.in. Urugwaju.
Playa Jimanitas – czy warto tu jechać?
Wbrew nazwie, plaży tu nie uświadczycie. Jedyne widoczne na mapie fragmenty piasku znajdują się w zamkniętych hotelowych strefach. I co najciekawsze, są to resorty dla Kubańczyków, pilnie strzeżone przed ciekawskimi oczami zagranicznych turystów. Jedyny fragment „plaży”, na który można się dostać, to kilka metrów kamieni z dwóch stron zakończonych betonowymi ścianami.
Jeśli chodzi o jedzenie, w Playa Jimanitas warto zajrzeć do słynnej restauracji Santy Pescador. Najpierw jednak trzeba ją znaleźć. I słowo „zaleźć” jest tu jak najbardziej właściwe. Od strony miasteczka nie sposób zauważyć schowanego w podwórzu wejścia – wąskie przejście w korytarzu z blachodachówki sugeruje raczej wejście do domu. Brak szyldu czy jakiejkolwiek wskazówki też nie ułatwia sprawy. Zostaje tylko „koniec języka za przewodnika”.
Główne wejście znajduje się bowiem od strony rzeki i nie jest dla „szczurów lądowych”. Goście podpływają tu łódkami i wchodzą z pomostu prosto do dwupoziomowej knajpy z marynarskim wystrojem.
W Santy podobno stołował się tu sam Fidel Castro, który słynął z zamiłowania do dobrej kuchni, a zwłaszcza owoców morza. Jedzenie faktycznie jest tu bardzo smaczne, ale niestety porcje raczej skromne, a za to dość drogie.
Dla nas największą frajdą było obserwowanie, jak rybacy podpływają łódkami i wyładowują na brzeg kolejne partie złowionych ryb, by zanieść je do wioski.
Jest jeszcze marina, do której wjazd znajduje się za szlabanami z ochroną. Spodziewaliśmy się drewnianych pomostów, małych rybackich knajpek nad wodą i gwaru ludzi. Zobaczyliśmy raczej smutne, puste miejsce z drogimi jachtami zacumowanymi przy luksusowo wyglądających hotelikach. I niespotykaną jak na Kubę ciszą. Na końcu mariny znajduje się posępny, kilkunastopiętrowy hotel, w który zastaliśmy tylko obsługę.
Czy polecamy Playa Jimanitas? Jeśli macie ochotę zobaczyć na żywo Fusterlandię, warto wybrać się taksówką z Hawany, to ledwie 20 km. Nie warto jednak zostawać na noc. Po prostu nie ma tu kompletnie co robić.