Hawana Centrum śladem Pedro Juana. Wracamy do lat 90.
Pedro Juan, najbardziej cyniczny typ w Hawanie. Pozbawiony wyrzutów sumienia idzie przez życie, nie obracając się za siebie. Główny bohater powieści Pedro Juana Gutierreza “Brudna Trylogia o Hawanie” niewiele ma wspólnego z autorem książki o tym samym imieniu, jednym z najbardziej uznanych pisarzy kubańskich.
Ale historie opisane w powieści wydarzyły się naprawdę, a Pedro Juan Gutiérrez umiejętnie wplótł je we własną biografię, dodając bohaterowi książki autentyczności.
Wraz z Pedro Juanem przenosimy się do roku 1994 w Hawanie i Perioda Especial, czyli tzw. okresu specjalnego. Najtrudniejszego w historii porewolucyjnej Kuby. Okres ten odmienił nie tylko społeczeństwo kubańskie, ale i samą rewolucję. Przejście przez niego braci Castro obronną ręką, można zaliczyć do ich największych sukcesów politycznych.
Obecnie Kuba nie przypomina już tej z pierwszej połowy lat 90. Słynne słowa Fidela Castro, że kubańską ropą naftową będzie turystyka, okazały się prorocze. Jej rozwój sprawił, że wyspa zmienia się z każdym rokiem, podnosząc jednocześnie stopę życiową mieszkańców.
Hawana Centrum fascynuje i pociąga
Z książką “Brudna Trylogia o Hawanie” pod ręką zapuściliśmy się w zaułki Hawany Centro, te same którymi w latach 90. podążał Pedro Juan. Odwiedziliśmy ponad 10 wymienionych adresów z powieści. Niektóre wciąż istnieją w tej samej formie, inne kompletnie nie przypominają już tamtych sprzed ponad 20 lat. Niektórych natomiast nie byliśmy w stanie określić.
Wiele miejsc to dziś ruina, zapomniane skrawki Hawany Centro, w których nawet po ówczesnych spelunach nie ma śladu. Inne okazały się niemożliwe do zlokalizowania, bowiem nie pamiętali ich nawet starsi Kubańczycy, których pytaliśmy o drogę. Kolejne to dziś całkowicie nowe, przebudowane miejsca.
Uważa się, że „Brudna Trylogia o Hawanie” to miażdżąca krytyka ówczesnej sytuacji na Kubie, ale tak naprawdę to obraz miasta napisany przez człowieka bez pamięci zakochanego w Hawanie, ponad wszystko i mimo wszystko. Dlatego spacer śladem Pedro Juana, choć często prowadził nas w tzw. ślepe zaułki, pokazał nam miasto, które przecież odwiedzaliśmy już wielokrotnie, z zupełnie innej perspektywy.
Jak pisze były korespondent Miami Herald Mark Kurlansky w swojej książce „Hawana, podzwrotnikowe delirium”, gdyby miał kręcić film o Hawanie, byłby to film z gatunku Noir. Dlatego zdecydowaliśmy się na czarno-białe zdjęcia, które lepiej oddają klimat Hawany Pedro Juana.
Zupa rybna z Miriam na Torcadero. To jedna z ulubionych ulic Pedro Juana
To tutaj znajduje się pizzeria „Piękny Neapol”, gdzie według relacji Pedra pizzę kupował kubański pisarz Lezama Lima, który mieszkał obok. Zmarł w 1976. Przed jego domem stanęła tablica pamiątkowa. Jednak w latach 90. w „Pięknym Neapolu” nie serwowano już pizzy.
Nic tam już nie pieką, bo nie mają gazu. Na pustym placyku przed pizzerią ustawili prymitywny ruszt. Pichcą co mogą, trochę zupy rybnej, ryż. Koło południa Miriam stawała w kolejce i kupowała parę porcji. Tak jakoś żyliśmy.
Dziś, choć knajpa nadal funkcjonuje, również nie serwuje pizzy, a co najwyżej bułki z szynką. Wewnątrz panuje półmrok, przy barze siedzi kilku typów popijających rum. Wystawę wypełniają w całości butelki z tanim alkoholem. Bar raczej nazwalibyśmy ją spelunką. Po dawnych latach pozostało tylko „menu” z napisem „Bella Neapoles”.
Miriam mieszkała pod nr. 264, gdzie urządzała sobie z Pedrem, jak to nazwał, orgietki. Do mieszkania prowadzi drewniane wejście, na balkonie wisi pranie. Miriam dziś miałaby 56 lat.
Miriam była niezbyt wysoką mulatką, może zbyt szczupłą z niedożywienia, ale w sumie ładną i fajnie zbudowaną. Ja nie lubię chudych kobiet, jakby były z samych gnatów, ale grube też mi się nie podobają. Miriam przydałoby się jakieś pięć lub sześć kilo więcej.
Park La Fraternidad. Nie zadzieraj z zakochanymi kobietami
O tym, że z kobietami lepiej nie zadzierać, zwłaszcza, kiedy właśnie przeżywają ze sobą miłosne uniesienia, Pedro przekonał się, kiedy postanowił przerwać igraszki Beatriz z jego przyjaciółką, Aną Marią, u której akurat mieszkał.
Jazda, teraz zabawimy się we trójkę – to słowa, których gorzko pożałował. Beatriz była przygotowana na tę sytuację. Wyciągnęła spod łóżka kawałek elektrycznego kabla, którym raz po raz zaczęła okładać intruza.
Nigdy nie przypuszczałem, że kobieta może być aż tak silna, zmasakrowała mnie tym kablem. Rozwaliła mi wargi, nos, wybiła parę zębów i wreszcie osunąłem się na podłogę ogłuszony potężnym ciosem w głowę.
Wywleczony z mieszkania i rzucony na klatkę schodową Pedro Juan resztkami sił pozbierał się w strachu, że Beatriz jeszcze mu dokopie i przeszedł ulicą Industria aż do parku La Fraternidad, tutaj osunął się na ławkę niemal nieprzytomny.
Ludzie myśleli, że jestem pijany, więc ciągle ktoś podchodził i przetrząsał mi kieszenie. Co pół godziny, ale ja byłem sprytniejszy i wszystkie pieniądze schowałem w jednej z książek u Any Marii.
W parku Pedro przespał całą noc. Rano dopiero zebrał się i poszedł na pogotowie, gdzie został powierzchownie opatrzony i wypuszczony do domu. Jednak po forsę do Any Marii nie mógł wrócić jeszcze przez kila dni. Dla własnego bezpieczeństwa.
Dziś park La Fraternidad usytuowany na granicy Starej Hawany i Centro to oaza zieleni. Mieszkańcy szukają tutaj kawałka cienia pod puchowcami i palmami królewskimi. Sąsiadujący z Kapitolem park odwiedzany jest też sporadycznie przez turystów.
Następnie Pedro Juan udał się pod położony przy Salud i Campanario Kościół Bożego Miłosierdzia, gdzie korzystając ze swojego paskudnego wyglądu postanowił wyżebrać parę groszy.
Byłem pobity, brudny, zarośnięty i zdesperowany. W sam raz, żeby spróbować pożebrać. Usiadłem na schodach, przybrałem żałosny, wygłodzony wyraz twarzy i wyciągnąłem rękę. Niezbyt poskutkowało, bo wszyscy dawali pieniądze jakiejś starej żebraczce, która zainstalowała się obok. Miała obrazek ze świętym Łazarzem i tekturowe pudełko z napisem, że zbiera, żeby wypełnić ślub.
Obecnie pod kościołem trudno spotkać żebraków, więcej jest stoisk kwiaciarzy, którzy rozstawili się w cieniu niemal od każdej strony świątyni.
Superman z teatru Szanghaj. Spotkanie przy San Lazaro 558
Choć trudno powiedzieć, czy do spotkania Pedro Juana z Supermanem doszło, to jedno jest pewne, jest on postacią autentyczną, tak jak i teatr Szanghaj, który funkcjonował w chińskiej dzielnicy Hawany przed rewolucją. Słynął przede wszystkim z pikantnych spektakli, które dziś określilibyśmy mianem „porno”. Gdzie za dolara i 25 centów można było oglądać „sztuki”, podczas których aktorzy na scenie uprawiali wyuzdany seks, a w przerwach emitowano filmy dla dorosłych. Superman był właśnie jednym z takich aktorów. A dlaczego dorobił się takiego pseudonimu?
W 1994 roku teatr Szanghaj był już tylko wspomnieniem najstarszych mieszkańców Hawany, tak jak i sława Supermana, który teraz jako schorowany starzec mieszkał przy San Lazaro 558.
Kiedyś to musiał być twardy gość. Stary murzyn mocno oberwał od życia, ale wciąż jeszcze się nie poddawał. Całymi dniami siedział na wózku inwalidzkim w bramie domu, nic nie mówił, tylko patrzył na ulicę, wdychał spaliny i sprzedawał papierosy trochę taniej niż w sklepie.
Choć emerytowanego Supermana nie było łatwo naciągnąć na pogawędkę, Pedro kupił u niego paczkę papierosów, po czym poczęstował Supermana, ten jednak odmówił, odmówił też rumu. Pedro Juan, jako że sam był lekko wstawiony namówił jednak niegdyś bohatera sceny w Szanghaju na małe zwierzenie, skąd Superman.
Byłem Supermanem. Zawsze miałem osobny afisz: „Superman, jedyny na świecie, tylko tutaj”. Wiesz, ile miał mój kutas, kiedy dobrze stanął? Trzydzieści centymetrów. To był prawdziwy fenomen. I tak zawsze mnie zapowiadali: „Cud natury… Superman… trzydzieści centymetrów, dwanaście cali…! Superkutas…! Tylko dla Państwa i tylko dzięki Państwu…Superman!”
Angielski pisarz Graham Greene, w swojej autobiografii „Drogi Ucieczki” opisuje m.in wizytę w teatrze Szanghaj i występ Supermana. Mówiąc wprost, nie przypadł mu zbytnio do gustu. – Pokaz był tak nudny jak w przypadku męża wypełniającego swe obowiązki małżeńskie.
Przy San Lazaro 558 dziś już nie ma Supermana. Modernistyczna plomba włożona między kolonialne kamienicy mieści kilka mieszkań na piętrze i sklep wielobranżowy na parterze. Można tu kupić m.in. rum, napoje, kosmetyki, trochę elektroniki, papierosy. W ofercie brakuje tylko piwa. Sama ulica San Lazaro to obecnie jedna z najbardziej ruchliwych ulic w Centro, łączących Starą Hawanę z Vedado.
Granica Barrio Chino. Carmita spłonęła razem z mieszkaniem
Dochodząc na róg ulic Zanja i Dragones z prawej strony trafiamy na modernistyczny blok, z lewej na ogrodzone murem boisko do koszykówki, urządzone w miejscu po kamienicy, która runęła w gruzach. Choć nie ma tu tak okazałej bramy jak po wschodniej stronie, od Starej Hawany, to właśnie tutaj zaczyna się Barrio Chino – chińska dzielnica. Idąc śladem Pedro Juana to prawdopodobnie tutaj w 1994 roku rozegrała się pewna tragiczna historia.
Carmita mieszkała przy wejściu do chińskiej dzielnicy nad redakcją dziennika „Chung Wa”. To było paskudne miejsce, niskie, ciemne, duszne i zawsze pełne kurzu. Mieszkała tu z ojcem inwalidą.
Z Carmitą Pero załatwiał różne lewe interesy najczęściej związane z handlowaniem działami sztuki, które trzymała w mieszkaniu, urządzonym niemal na małą galerię. Tego dnia, gdy święcił się kolejny dobry interes, w dzień świętego Łazarza doszło do tragedii.
Carmita miała w domu mały ołtarzyk, który teraz ozdobiła kwiatami, chciała, żebym też zapalił świeczkę. Postaliśmy jakiś czas przed ołtarzem, był tam także jej ojciec na wózku. Przypuszczam, że po zapaleniu świeczki każdy chciał się pomodlić. Kiedy skończyliśmy, cała galeria za nami płonęła. wszystko było w ogniu: książki meble, drewniany strop i szklana ściana. Żar był piekielny.
Wraz z Carmitą i jej przyjaciółką Pedro uratował kilka najcenniejszych obrazów oraz figurkę z kości słoniowej. Wszystkim udało się uciec z płonącego budynku. Na zewnątrz była już policja, jednak wciąż nie było strażaków. A ogień objął już całe piętro.
Podszedł do nas jakiś glina. Zapytał czy są ofiary, został ktoś w środku? Wtedy przypomnieliśmy sobie o ojcu Carmity. Carmita krzyknęła, rzuciła obrazy po czym wbiegła w płomienie wołając „tatusiu”, „tatusiu”. Już z nich nie wyszła.
Czy to prawdziwa historia? Dziura po zawalonej kamienicy pasuje do sytuacji, jednak starsi mieszkańcy dzielnicy, których zaczepiliśmy przed sklepem nie przypominali sobie redakcji dziennika Chan Wu, która miała być w tym miejscu. A może po prostu mieszkali tu od niedawna.
Chińczycy w Hawanie?
Szacuje się, że obecnie w Hawanie mieszka około 300 chińskich Kubańczyków i kilka tys. ich potomków. W dzielnicy znów otwierają się chińskie knajpy, a na elewacje budynków wracają chińskie napisy.
Zobacz ZDJĘCIA i przeczytaj więcej o Barrio Chino
Z Casa Blanki do Matanzas: Powrót do domu
Spod mieszkania Carmity Pedro Juan około północy ruszył w stronę nabrzeża w Starej Hawanie, kryjąc się w cieniu, aby nie natknąć się na żadnego policjanta i nie zostać wylegitymowanym, przeczekał do pierwszego promu na drugą stronę portu, do Casa Blanki, skąd kursował elektrowóz Hershey do Matanzas, rodzinnego miasta, zarówno literackiego Pedro Juana, jak i autora powieści, Pedro Juana Gutierreza.
Elektrowóz, który 50 lat temu służył w cukrowniach Herseya, i trzy towarowe wagony, przerobione teraz na osobowe, w ścianach miały wycięte otwory, które udawały okna, a do środka wstawiono siedemdziesiąt wąskich i twardych jak stal plastikowych siedzeń. U sufitu zamontowano w każdym po jednej klozetowej żarówce. Wokół żarówek tłuste pająki rozpięły swe sieci i kołysząc się na nich łapały dziesiątki małych ciem.
Podróż pociągiem Hershey z Hawany do Matanzas zajmowała ponad 4 godziny, po drodze przejeżdżając m.in. przez Guanabacoę i Camilo Cienfuegos (Dawniej Hershey).
Znów byłem w miejscu, gdzie się urodziłem. Znów witała mnie ta cholerna dziura z całym moim starym ładunkiem gówna i radości. Ciągle mnie tu zna za dużo ludzi.
Od maja 2017 roku pociągi Hershey niestety nie kursują. Jednak na stacji w Matanzas (trasę musieliśmy pokonać niestety samochodem) można spotkać pracowników, którzy chętnie wpuścili nas dworzec. Wciąż zachowała się poczekalnia i warsztat, w którym stoi obecnie drezyna. Czy linia będzie jeszcze kiedyś działać? Na pewno, i to już niebawem. Szczegóły w linku poniżej.
Więcej o pociągu Hershey przeczytacie TUTAJ. Zobaczcie też ZDJĘCIA
Dom Pedro Juana w Hawanie. Życie na dachu
Okazały wieżowiec między Malecónem i San Lazaro, to tutaj na przybudówce na dachu mieszka Pedro Juan. Najbardziej cyniczny typ w Hawanie. Kiedyś był dziennikarzem, miał żonę i prowadził poprawne, nudne życie. Ale w końcu powiedział dość i wylądował tutaj, w nędzy, która tylko wzmacniała jego pancerz, żyjąc z dnia na dzień, wpatrując się we wzburzone fale trzaskające o Malecón.
Kiedyś nasz dom był eleganckim ośmiopiętrowym budynkiem z dwiema fasadami w bostońskim stylu. Jedną od San Lazaro, a drugą od strony Malecónu i morza. Dziś wygląda jak arystokrata, który zszedł na psy. Teraz mieszkają tu tylko jakieś nieszczęsne staruchy, alkoholicy i kurwy: zarówno młode, jak i takie bardziej już zdarte dawne luksusowe dziwki z hoteli. No i całe mnóstwo hołoty, która ściąga tu stadami.
Pedro Juan opisuje w 94 roku budynek jako ruinę, która się sypie niszczona wiatrem i solą morską, skazaną na brak remontów, których nie ma kto wykonywać. Dziś jednak budynek nadal stoi, i wygląda lepiej niż niejedna kamienica przy Malecónie. Wciąż zamieszkiwany jest przez ludzi, w wielu oknach wisi pranie, a klatka schodowa wygląda na odnowioną, choć wejście do budynku obecnie znajduje się ulicy Manrigue. Parter jest niezagospodarowany, od strony Malecónu wejście zostało zagrodzone.
Formuła 1 i rosyjska ruletka
Skrzyżowanie Paseo i ulicy Dwudziestej Trzeciej, jedno z bardziej ruchliwych w Vedado. To tutaj z życiem igrał Formuła. Jego wyczyny nazywano rosyjską ruletką, a o to czy przeżyje obstawiano zakłady.
Na rogu Paseo i Dwudziestej Trzeciej było już sporo ludzi. I oczywiście Formuła 1 ze swoim rowerem. Pora była w sam raz: dochodziła piąta. Na tym skrzyżowaniu zawsze jest duży ruch. We wszystkie strony. Uzgodniliśmy warunki. Zakład stanął na jeden do pięciu. Postawiłem wszystkie moje 7 dolarów. Jeśli chłopakowi się uda, dostanę 35 dolców. Ja zawsze stawiam, że mu się uda.
Formuła 1 wówczas miał około 15 – 16 lat. Zawsze miał zawiązaną czerwoną chustkę na głowie i nigdy nie rozstawał się ze swoim rowerem, który był jego źródłem dochodu. Za każdy numer, kiedy mu się udało brał 20 dolarów. Urządzał też pokazy akrobacji za pieniądze, jednym z jego popisowych numerów, było przeskakiwanie nad leżącymi dzieciakami. Ale w rosyjskiej ruletce, to Formuła 1 ryzykował życie.
Teraz Formuła pojechał w górę Paseo. Po drodze wykonał kilka ewolucji, przemykając miedzy samochodami, podskakiwał, stawał na jednym kole, tylnym lub przednim. To był prawdziwy mistrz. […] Formuła zawrócił, zatrzymał się i czekał, aż ktoś z nas da mu znak. Zapaliło się zielone światło na Dwudziestej Trzeciej i w tej chwili facet koło mnie machnął ręką. Formuła pojechał jak burza w dół Paseo. Na Dwudziestej Trzeciej od strony La Rampa, było jakieś trzydzieści samochodów, które ruszyły z kopyta by zdążyć na zielone. Z przeciwka, od Almenderas, drugie tyle, a może więcej. W sumie Formuła miał w tej loterii jakieś siedemdziesiąt losów przeciwko i tylko jeden, że mu się uda i go nie rozjadą. No i na szali było moje 7 dolarów. Cholernie mi zależało, żeby chłopak przedarł się przez skrzyżowanie. I zrobił to!. Kurwa, nie wiem jak, ale to zrobił! Przeleciał między autami jak mucha i już był po drugiej stronie.
Dziś rosyjskiej ruletki tu nie ma, ale skrzyżowanie nadal jest ruchliwe, mkną tędy stare łady, odnowione chevrolety i buicki. Przy światłach stoi też budka policyjna. Z pewnością siedzący w niej policjant nie pozwolił być teraz na takie zakłady ani akrobacje Formuły, który jeśli żyje, ma dziś około 45 lat i pewnie nie w głowie mu ryzykowanie życia na rowerze.
Mój przyjaciel z Meksyku. Czyli piwo w podcieniach hotelu Deauville
Hotel Deauville, jeden z dwóch położonych tak głęboko w Centro. I chyba jeden z najbrzydszych w Hawanie. W 94 roku był pewnym przejawem luksusu w tej zrujnowanej dzielnicy. Nic dziwnego, że własnie tutaj Pedro Juan spotkał się ze swoim przyjacielem z Meksyku, grubym i bogatym. Jak relacjonuje nie potrafili opędzić się od kurew i alfonsów.
W centrum Hawany niebezpiecznie jest w niedzielny wieczór siedzieć na zewnątrz i pić piwo z grubym, rumianym i bardzo białym facetem. ten sześćdziesięcioletni facet miał na pewno kupę szmalu.
Nic dziwnego, że kiedy Meksykanin tylko odszedł od stołu i poszedł sam do hotelowej toalety, ruszyły za nim trzy okoliczne prostytutki, które wdarły się do łazienki za nim.
Próbowały go zgwałcić czy coś w tym rodzaju. facet wybiegł wystraszony, by szybko znaleźć się pod moją opieką.
Dziś przed hotelem Deauville prostytutki trudno spotkać, te jak już, raczej siedzą po drugiej stronie Malecónu. Klientów wychodzących z hotelu zaczepiają jak już to taksówkarze oferujący „tanie” wycieczki objazdowe po mieście. Nie ma też stolików w podcieniach. Można usiąść tylko w klimatyzowanym barze w środku, kompletnie pozbawionym jednak jakiegokolwiek klimatu. Na chodniku wokół hotelu jedynie mnóstwo dzieciaków surfuje w internecie korzystając z dostępu do wi-fi.
Z hotelu Deauville ruszamy do Hotelu Saint John w Vedado. To spory kawał drogi, jednak wieczorny spacer Malecónem to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy w Hawanie. Tę samą trasę z meksykańskim przyjacielem pokonał Pedro Juan, kiedy po przykrym incydencie w hotelowej toalecie postanowili przenieść się w spokojniejsze miejsce.
Czysty, jasny lokal, mało ludzi, klimatyzacja. Ale spokój! Płaci się w dolarach, choć w sumie nie tak drogo. Zamówiliśmy dwie pizze z szynką i piwo. Odetchnęliśmy głęboko.
Loby hotelu Saint John fakt, jest klimatyzowane, ale też przytłaczające. Słabe światło, ciemne kanapy nie zachęcają do odpoczynku. Kiedy zajrzeliśmy do środka, nie było w nim żadnych gości.
Most na rzece Kwai
Ostatni punkt na naszej mapie, to kina na ulicy Industria tuż za Kapitolem. Czy kiedykolwiek tu istniało? Nie znaleźliśmy na to pytanie odpowiedzi. W żadnym budynku, nikt nie był w stanie powiedzieć, czy tu w ogóle było kiedyś kino. Ale i okolica na pewno mocno się zmieniła. Dziś Kapitol zyskuje blask dzięki generalnemu remontowi. Na Industria tez kilak kamienic zyskało nowe życie. Jednak w 94′ roku, gdzieś tu podobno było kino. I wyświetlano w nim kultowy „Most na rzece Kwai” z Williamem Holdenem. Ulubiony film Pedro. wracają z seansu wygwizdywał motyw przewodni, zadowolony i podekscytowany. Tak jak my wędrując przez Hawanę z „Brudną Trylogią o Hawanie” w ręce.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Brudna Trylogia o Hawanie” Pedro Juana Gutierreza.
Niektóre informacje zostały zaczerpnięte z książki „Hawana, podzwrotnikowe delirium” Marka Kurlanskiego