Baracoa: Czy warto tułać się tu przez całą wyspę?
Baracoa: pierwsza osada na Kubie
Mówi się, że to koniec Kuby i właściwie jest w tym sporo prawdy. Bowiem otoczone zewsząd przez góry i park narodowy miasto jest najdalej wysuniętą na wschód osadą na wyspie. Do tego najstarszą, bo założoną w 1512 roku przez Diego Velazqueza – tego samego, który założył później niemal każde kubańskie miasto.
Szybko straciła jednak na znaczeniu i podupadła. Przez wieki peryferyjna lokalizacja nie sprzyjała rozwojowi, dlatego żyło się tu głównie ze szmuglu oraz handlu ziarnem kakaowym.
Najbliżej stąd do Guantanamo, oddalonego o ponad 150 km. W dodatku, aby się do niego dostać, trzeba przeciąż masyw górski Sierra del Purial.
Zobacz również: Droga do Baracoa, czyli jedziemy na koniec świata
Ale miasto tętni życiem
Jeśli ktoś jednak uważa, że po przyjeździe zastanie tu zabitą dechami wioskę, jest w błędzie. To około 70 tys., tętniące życiem miasteczko, z niskimi domkami i kamieniczkami krytymi dachówką, zielonym Plaza Independencia, górującą nad nim Catedral de Nuestra Señora de la Asuncion oraz komercyjnym Parque Marti.
Na Plaza Independencia każdego dnia mieszkańcy spotykają się, aby schronić w cieniu drzew i porozmawiać z przyjaciółmi. A jak to na Kubie, rozmowy trwają do późnych godzin wieczornych. Podczas, kiedy dorośli rozmawiają, po placu biegają i bawią się dzieciaki. W okolicznych kamienicach roi się natomiast od knajp i restauracji, jest też Casa de la Trova, w której można posłuchać lokalnych bardów.
Turyści? Nie poza sezonem
Choć Baracoa uważane jest za miejsce popularne wśród turystów, zwłaszcza tzw. backpakersów, to poza sezonem jest ich tu jak na lekarstwo. A przyciąga ich nie tyle samo miasto, co okoliczny park narodowy Cuchillas del Toa. W każdej casie gospodarz zaproponuje Wam do niego wycieczkę, czy to jeepem czy konno.
My na wycieczkę się nie skusiliśmy, bo raczej jesteśmy kubańskimi mieszczuchami niż eksploratorami przyrody. A samo miasto na kilkudniowy odpoczynek w zupełności nam wystarczyło. Gąszcz uliczek wręcz zaprasza na długą wieczorną włóczęgę. Dlaczego wieczorną?
Ciepło, gorąco, upał
W ciągu dnia upał jest naprawdę dotkliwy. Region Baracoa to jedno z najbardziej gorących miejsc na Kubie, jednocześnie o wysokiej wilgotności powietrza i ilości opadów (właśnie za sprawą okolicznych gór i lasów deszczowych). Spacerów w ciągu dnia nie ułatwia też układ urbanistyczny. Ulice biegną z północnego zachodu na południowy wschód, a to przy niskiej zabudowie oznacza tyle, że cienia niemal przez cały dzień próżno tu szukać.
Wytrwałość jednak popłaca, bo można tu znaleźć naprawdę urokliwe zakątki. Niskie drewniane domki z gankami we wszystkich kolorach tęczy zachwycają. A kolorytu dodaje im oczywiście suszące się pranie. To w bocznych uliczkach też kierowcy naprawiają swoje samochody, a jak to na Kubie, są to perełki motoryzacji.
Piękny widok z El Castillo
W Baracoa nie sposób się zgubić, miasteczko leży wzdłuż zatoki Miodu (Bahia del Miel), gdzie wybudowano Malecon, na którym, choć daleko mu do tego hawańskiego, warto na chwilę usiąść.
Z drugiej strona opiera się o strome zbocze, na szczycie którego wznosi się Fuerte de Seboruco, osiemnastowieczna twierdza, obecnie funkcjonująca jako Hotel el Castillo. Miejsce, choć prowadzi do niego ponad sto stromych schodów, jest zdecydowanie warte odwiedzenia.
Na górze można odpocząć, wypić drinka i podziwiać niesamowitą panoramę Baracoa, niewielką zatokę z przystanią rybacką oraz górę El Yunke, o charakterystycznym kształcie kowadła (stąd nazwa).
Miasto samowystarczalne?
Przez swoje odizolowane położenie Baracoa musi być niemal samowystarczalne, dlatego bez problemu można tutaj zrobić zakupy, wypłacić pieniądze z bankomatu czy wymienić w kantorze. Działa tu niemal każda „instytucja” potrzeba turyście.
Najwięcej sklepów, butików i urzędów mieści się przy położonym w centrum Parque Marti oraz odchodzących od niego uliczkach. Z kolei w odnogach Plaza Independencia znajdziemy niewielkie paladary i większe restauracje.
Warto dodać, że z kolei nie łatwo tutaj o taksówkę. Po mieście kursują głównie bici taxi. Miasto jest po prostu za małe i jeżdżenie tu samochodem jest nieopłacalne. Te są zarezerwowane na dłuższe kursy. Dlatego z dworca Viazul też najpewniej do casy przyjdzie Wam podjechać bici taxi.
Ciekawostka: Czekolada z Baracoa
Fabryka czekolady w Baracoa została założona przez samego Che Guevarę. Zdecydowanie polecamy spróbować jej właśnie tutaj, bo zakup w innych częściach wyspy niemal graniczy z cudem. Choć sama fabryka jest zamknięta dla turystów, to w centrum znajduje się Muzeum Czekolady. Można tu wypić czekoladę na gorąco, ale też kupić tabliczkę lub polvo (twarda kula z ziarna kakaowego, z którego następnie wyrabiana jest czekolada)
Na koniec
Niewątpliwie Baracoa ma swój niepowtarzalny klimat, tak bardzo inny od innych miast, właśnie dzięki swojemu odizolowaniu. Mieszkańcy są serdeczni, jak na całej wyspie, ale przy tym nienachalni wobec turystów (są wyjątki). Miasto na pewno nadaje się na kilkudniowy odpoczynek od zgiełku, jeśli do tego kochacie przyrodę, to warto poświęcić czas i tutaj dotrzeć.