Guantanamo: A z głową wszystko dobrze?
Na Kubie ulewy przychodzą tak samo szybko, jak przechodzą i są obfite jak cholera. W kilkanaście minut potrafią zmienić ulice w rzeki. Po jednym z takich oberwań chmury nad Guantanamo, korzystając z odświeżonego przez deszcz powietrza, wybrałem się na krótką szwendałkę po mieście.
Ciepło, więc na nogi sandały i w drogę. Standardowo będąc bardziej zajętym robieniem zdjęć, niż patrzeniem pod nogi, na mokrej kostce brukowej wywinąłem jak długi.
Jako że ręce były zajęte ratowaniem aparatu, walnąłem jak kłoda na chodnik. Na szczęście największa siła uderzenia padła na ramię, a nie na głowę, którą tylko delikatnie stuknąłem o beton.
Mój efektowny fikołek nie umknął uwadze stojącej nieopodal grupy starszych Kubańczyków. Zerwali się, jakby mieli po 20 lat i nim zdążyłem się dobrze pozbierać, z autentyczną troską zaczęli mnie dokładnie oglądać z każdej strony, a nawet głaskać po głowie i dopytywać „La cabeza bien?” (z głową dobrze?). Musiałem ich kilkukrotnie zapewnić, że wszystko w porządku, nim puścili mnie w dalszą drogę.
Nie wiem w sumie, czy bardziej byłem zaszokowany upadkiem, czy tak bezinteresowną życzliwością i szczerą troską zupełnie obcych mi ludzi. Dopiero po powrocie do casy uzmysłowiłem sobie, że przecież na Kubie to normalne.
Karol