Sancti Spiritus, czyli Kuba w wersji light
Jeśli nie wiecie, gdzie zatrzymać się w podróży, aby chwilę odpocząć przed dalszym eksplorowaniem wyspy, zróbcie to w Sancti Spiritus. To właściwie sam środek Kuby i świetna baza wypadowa.
Sancti Spiritus, kolejny przystanek na długiej trasie z Hawany do Santiago de Cuba. Zatrzymuje się tu właściwie wszystko, pociągi, autobusy, taxi colectivo. To praktycznie połowa drogi. Ale z Sancti spokojnie można ruszyć również w innych kierunkach. Miasto to dobra baza wypadowa do Trinidadu, w góry Escambray a nawet na Cayo Coco, do Remedios i dalej na Cayo Santa Maria.

Można zaryzykować stwierdzenie, że Sancti Spiritus podobne jest do Santa Clara, tyle że mniejsze, bardziej odnowione i zdecydowanie mniej popularne, jako że to nie tutaj najsłynniejszy argentyński rewolucjonista postawił kropkę nad „i” kubańskiej rewolucji.
Miasto zostało założone w 1514 roku przez Diego Velazqueza, tego samego, który m.n. założył Baracoę, Santiago de Cuba, Trinidad i Hawanę. Jak wiele kubańskich miast w tej części wyspy Sancti Spiritus największy rozkwit przeżywało w czasach cukrowej gorączki i handlu niewolnikami w XVIII i XIX wieku. Z czasem jednak zaczęło tracić na znaczeniu, choć do dziś jest stolicą prowincji o tej samej nazwie.
Liczy ledwie nieco ponad 100 tys. mieszkańców, co plasuje je raczej bliżej końca stawki kubańskich dużych miast, ale dzięki temu jest bardziej kameralne i przyjazne w odbiorze. Można powiedzieć, że gdyby nie mauzoleum Che Guevary w Santa Clara, to zamienilibyśmy pobyt tam właśnie na Sancti Spiritus.
W mieście
Układ urbanistyczny Sancti Spiritus jest typowy dla kubańskich miast. W samym sercu znajduje się ogromny plac Serafin Sanchez, od którego odchodzą kolejne kwartały. Z tą różnicą, że nie tworzą one gęstej siatki prostopadłych ulic. Gdyby się dobrze przyjrzeć, na mapie miasto ma kształt wielkiego owalu.
Mimo że jest tutaj wyjątkowo gorąco i sucho, w mieście nie brakuje zieleni. Już sam plac Serafin Sanchez jest jednym z najbardziej zielonych jakie widzieliśmy na Kubie. Z rabatami i palmami po środku oraz odnowionymi kamieniczkami w żywych kolorach wokół robi naprawdę wspaniałe wrażenie.
Spacer brukowanymi, bocznymi uliczkami również nie rozczarowuje. Warto przejść się zwłaszcza nad brzeg Rio Yayabo, wzdłuż której prowadzi niewielki deptak. Dochodząc do mostu Yayabo koniecznie trzeba zatrzymać się na drinka w La Tabernie, której ogródek jest zlokalizowany nad samą rzeką. Godna polecenia jest tu zwłaszcza nieco zmodyfikowana Canchanchara.
Po drugiej stronie trzymając się głównej drogi dojdziemy do dworca kolejowego. Dwujezdniową aleją jeżdżą konne wozy, a przez środek prowadzi osłonięty drzewami, nieco sfatygowany deptak. Sam dworzec to niski budynek i skośnym dachem krytym czerwoną dachówką, w cieniu którego podróżni oczekują na pociąg.
Najlepszy punk orientacyjny
Zabudowa w Sancti Spiritus jest niska, nie ma tutaj wieżowców i bloków wbitych w serce miasta. Kolonialne kamienice rzadko mają więcej niż trzy kondygnacje. Dlatego niemal z każdego miejsca w mieście widoczna jest niebieska dzwonnica kościoła Parroquial Mayor de Sancti Spiritus, bardzo dobrze zachowanej świątyni z 1630 r.
Niebieska dzwonnica zwieńczona czerwonych hełmem została dobudowana w 1764 roku i ma 30 metrów wysokości. To jednocześnie najbardziej charakterystyczny budynek w Sancti Spiritus, który zawsze wskaże Wam drogę, jeśli się zgubicie w mieście. Zaprowadzi Was wprost do centrum.
Szwalnia z ogródkiem
Wiadomo, ze Kuba to raj dla wścibskich podglądaczy. Zawsze otwarte szeroko okna same zachęcają, aby ukradkiem zajrzeć do środka czy to domu czy fabryki albo szkoły. W Sancti Spiritus jednak, nim zajrzeliśmy za kraty niewielkiej hali, najpierw usłyszeliśmy równy stukot kilku maszyn do szycia. W miejscowej szwalni panie ze skupieniem i precyzją szyły seriami męskie spodnie.
Nasze zainteresowanie zostało jednak wynagrodzone, bowiem zostaliśmy zaproszeni do środka. Sądziliśmy, że Pani chce nas wprowadzić w tajniki hurtowej produkcji gaci, jednak po krótkich oględzinach hali, zaprowadziła nas na jej zaplecze. Tutaj okazało się, że panie w wolnych chwilach doglądają ogrodu, gdzie ich dumą są z orchidee, które właśnie zakwitły. Jest tu też mały placyk z popiersiem Jose Martiego kilka ławeczek, aby odpocząć w ciszy od zgiełku pracy.
Warto zostać dłużej
Dla nas Sancti Spiritus było krótkim przystankiem w drodze do Trinidadu dwa lata temu. Teraz wiemy, że zdecydowanie zbyt krótkim. W mieście spędziliśmy dwie noce, ale w zasadzie tylko jeden pełny dzień, w dodatku nasze zdrowie akurat nie było w dobrej kondycji. Dlatego jednego jesteśmy pewni. Wrócimy, żeby poznać miasto lepiej. To co prezentujemy w powyższym wpisie to tylko kilka rzeczy, miejsc, które nas zachwyciły.