Matanzas, miasto mostów i kontrastów. Ma dwie twarze. Obie prawdziwe
Matanzas najczęściej jest tylko przystankiem w podróży między Hawaną a Varadero. Usytuowane u szczytu zatoki o tej samej nazwie, pozbawione jest pięknych, piaszczystych plaż, zaś z tej, która jest, rozpościera się widok na rafinerię, port i doki. Występują tu bowiem jedyne na Kubie złoża ropy naftowej. I choć miasto jest malowniczo położone u ujścia dwóch rzek, nie potrafi przyciągnąć turystów.
Matanzas zostało założone w 1693 roku pomiędzy dwiema rzekami Yumuri i San Juan, gdzie dziś znajduje się zabytkowe serce miasta. Nazwa pochodzi od słowa „matanza”, czyli masakra. Nie wiadomo jednak czy chodzi o masakrę pierwszych Hiszpanów przez Indian w 1510 r., czy od masowego szlachtowania świń w tutejszym porcie, do zaopatrywania statków.
Przez wiele lat Matanzas było głównym portem handlu niewolnikami, nic dziwnego, że podczas cukrowej gorączki w XIX wieku mocno się wzbogaciło. Tutejsi możni stawiali kolejne wspaniałe wille, ale również budynki użyteczności publicznej, w modnym wówczas neoklasycystycznym stylu. Dlatego miasto ma również przydomek „kubańskich Aten”.
Z czasem miejscowość rozrosła za północny brzeg Rio Yumuri, tworząc mocno sfatygowaną dziś dzielnicę mieszkalną Versalles, którą w XIX wieku zasiedlili uchodźcy z Haiti. To tutaj też znajduje się nieczynna od 2017 roku stacja elektrycznej kolejki Hershey, z której odchodziły kursy do Hawany. Z kolei na południowym brzegu Rio San Juan, wyrosła przemysłowa część miasta tzw. Pueblo Nuevo.
Czytaj również: Hershey train, czyli polowanie na kubański pociąg – widmo
Jakie jest Matanzas?
Ruchliwe. W mieście mało ulic wyłączonych jest z ruchu, a chodniki podobnie jak uliczki są wąskie. Tymi pierwszymi piesi przeciskają się akurat tą stroną, gdzie można złapać kawałek cienia, z klei na ulicach dominują motocykle. Pod tym względem Matanzas przypomina nieco Santiago de Cuba, tyle że jest mniej górzyste.
Serce miasta skupione jest wokół mocno nasłonecznionego Parque de la Libertad. Jednak za dnia mało kto na nim siedzi, bowiem słońce jest zbyt ostre, nawet dla Kubańczyków. Wokół sporo jest odnowionych budynków z hotelami Luovre i Velasco na czele oraz Muzeum Farmacji, do którego wstęp jet płatny. Warto na pewno wstąpić do hotelu Velasco, chociażby aby zobaczyć obszerny i bogato zdobiony hol. Mieści się tutaj też informacja turystyczna.
Ale turystyczne centrum miasta w przeciwieństwie do innych miast wcale nie znajduje się przy głównym placu, ale nieco bardziej na wschód, już przy samym ujściu do zatoki Matanzas Rio Yumurii i San Juan. Na niewielkim kwartale przy plaza Vigia znajdują się najważniejsze budynki i atrakcje turystyczne Matanzas, takie jak Museo de los Bomberos (Muzeum pożarnictwa), Teatro Sauto czy Palacio de Justicia.
Wszystkie niedawno odnowione. Niestety, kiedy byliśmy w Matanzas, w teatrze wciąż prowadzone były prace wewnątrz budynku. Warto jednak zajrzeć Muzeum Pożarnictwa, do którego wstęp jest bezpłatny. Wśród eksponatów znajdują się m.in. stare wozy strażackie, mundury i elementy wyposażenia strażaków oraz sporo fotografii. Cały czas działa tutaj też jednostka straży pożarnej w Matanzas.
Miasto mostów
Usytuowanie nad dwiema rzekami i coraz większy rozrost miasta po obu brzegach Rio Yumuri i Rio San Juan, wymusiło budowę wielu mostów i kładek w mieście, aby w ogóle można było się po nim poruszać. Dlatego Matanzas zyskało sobie też przydomek miasta mostów. W samym centrum jest ich aż sześć.
To zarówno wiadukty kolejowe, jak i mosty samochodowe oraz piesze kładki. Najbardziej imponujący jest stalowy most na Calle 22 przerzucony nad Rio San Juan. Potężna konstrukcja to jeden z najbardziej ruchliwych mostów w Matanzas, a przejście nim dostarcza adrenaliny. Zwłaszcza, kiedy obok Was przejedzie ciężarówka, a wszystkie płyty zaczynają trzaskać i trząść się pod nogami.
Ale tak naprawdę największy most znajduje się poza Matanzas w Bacunayagua, na trasie wylotowej w stronę Hawany. Zawieszony na wysokości 103 m n. p. m. i długi na 314 metrów jest inżynieryjnym dziełem sztuki. Jego budowa rozpoczęła się w 1956 roku i trwała trzy lata. Oficjalnie został oddany do użytku 26 września 1959 roku.
Zobacz ZDJĘCIA: Most Bacunayagua. Inżynieryjny cud
Miasto kontrastów
Ale Matanzas to przede wszystkim miasto o dwóch twarzach. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że każdy kto miał trochę oleju w głowie lub smykałkę do interesu, wyjechał stąd do oddalonej tylko o nieco ponad sto kilometrów Hawany (m.in. wybitny pisarz Pedro Juan Gutierrez, dziś uchodzący za stuprocentowego Habanero, pochodzi właśnie z Matanzas).
Jednak wchodząc w nie głębiej, przekonamy się, że bardzo dobrze się tutaj ma artystyczna bohema, która nie będąc nękana przez turystów, może w spokoju tworzyć. Kontrast najlepiej widać idąc wzdłuż promenady na północnym brzegu San Juan. Pełno tu małych pracowni rzeźbiarskich, malarskich czy dekadenckich knajpek, w których roi się od prac młodych, kubańskich artystów. Do kilku pracowni udało nam się zajrzeć. Ale prace można też podziwiać na samej promenadzie.
Pracownie działają również na zapleczach knajpek, tak jak w barze o wymownej nazwie Galeria taller bar Artys (w którym serwuje się swoją drogą bardzo smaczną kuchnię kubańską w nieco nowocześniejszej formie).
W środku nie brakuje młodych Kubańczyków, w modnych fryzurach, z artystycznymi tatuażami na ciele i ubranych zgodnie z najnowszymi trendami mody.
Przy promenadzie mieści się też jedna z najlepszych na Kubie szkół muzycznych, z której za dnia, dochodzą dźwięki wygrywane na instrumentach od pianina, po saksofon i gitarę.
Wystarczy jednak spojrzeć na drugą stronę rzeki, by zobaczyć obraz całkowicie odmienny. Wzdłuż południowego brzegu San Juan ciągną się mocno zdezelowane, skromne domy i warsztaty rybackie, przy których zacumowane są dziesiątki mniejszych i większych łodzi. To na nich tutejsi rybacy wypływają na połów każdego dnia o świcie. Dwa różne światy, które dzieli dość szeroka w tym miejscu Rio San Juan.
Na koniec
Matanzas to miasto, które budzi mieszane uczucia. Pierwszego dnia wydawało nam się, że to zapadła dziura – bardzo się myliliśmy. Bo Matanzas nie czaruje od pierwszego spojrzenia jak np. Camaguey, ale trzeba mu poświęcić więcej czasu, jest szorstkie w obyciu. Kiedy je oswoiliśmy, żal nam było wyjeżdżać.