Wizyta w szpitalu na Kubie. Czyli przychodzi turysta do lekarza
Tropiki uczą pokory, a wyjazd na Kubę to nie urlop w Kołobrzegu. Warto o tym pamiętać, bo w przeciwnym wypadku Wasz organizm szybko sam Wam o tym przypomni. My po czterech wyjazdach nieco straciliśmy czujność i skończyło się wizytą w szpitalu w Hawanie. Jak się okazało, bardzo miłą.
Niestety, na urlopie nie mamy nieśmiertelności, a wakacje w tropikach to ryzyko złapania nie tylko jakiegoś groźnego wirusa np. dengi, czy ziki, ale też pospolitych infekcji, z którymi borykamy się w Polsce. Zwłaszcza jesienią, która tak jak u nas, na Kubie przypada na listopad i grudzień.
Choć kubańska jesień jest zdecydowanie przyjemniejsza od tej polskiej, a wiele osób uważa wręcz, że to najlepszy okres na wyjazd na Kubę, to trzeba pamiętać, że tutaj również jest to sezon grypowo-przeziębieniowy, a Kubańczycy też łapią katar, przeziębienie, grypę czy jelitówkę.
Problemy zdrowotne nie omijają też turystów. O ile Olga cały wyjazd trzymała się mocno, to mnie rozłożyło. Powodów pewnie było kilka, od zimnych drinków, zmiany temperatury, wszechobecnej klimatyzacji, po słabe przygotowanie fizyczne do podróży.
Zabrakło pokory? Być może. W kazdym razie 39,5 stopnia gorączki o 2 w nocy skłoniło nas do wizyty w kubańskim szpitalu. Tym bardziej, że nigdy nie wiadomo, czy gorączka tutaj to znana nam grypa, czy może jakieś tropikalne ustrojstwo, które do rana zamieni człowieka w warzywo.
Szpital na Kubie: Cira Garcia w Miramar
Zdecydowaliśmy, że pojedziemy do kliniki Cira Garcia w dzielnicy Miramar, która wiemy, że obsługuje turystów. Dlatego koniecznie należy zabrać ze sobą paszport. Koszt taksówki ze Starej Hawany o 2 w nocy wyniósł 25 CUC. Nawet do głowy nam nie przyszło się targować, byliśmy szczęśliwi, że w ogóle jedziemy do kliniki.
(Nasz ubezpieczyciel na Kubie najpierw nas zwodził, a następnie zostawił na lodzie, o czym napiszemy szerzej w innym artykule, już po zakończeniu postępowania)
Szpital Cira Garcia znajduje się przy calle 20 w Miramarze. Niebieski budynek z podjazdem dla karetek i samochodów, w środku nocy niemal świecił pustkami.
Wizyta w szpitalu na Kubie
W recepcji obecny jest pielęgniarz i recepcjonistka. Podczas giedy pan w białym kitlu zbierał ode mnie pierwszy wywiad, recepcjonistka wzięła już paszport, aby wbić moje dane do systemu. Następnie zostaliśmy zaproszeni do poczekalni.
Rada: do szpitala koniecznie ciepło się ubierzcie, zwłaszcza, jeśli macie temperaturę. Zarówno w poczekalni, jak i w gabinecie lekarskim, jest włączona bardzo mocno klimatyzacja.
Po kilku minutach zeszła pani doktor, w średnim wieku, z długimi prostymi włosami spiętymi w koński ogon i w dużych okrągłych okularach. Już na pierwszy rzut oka robiła dobre wrażenie, które podczas wizyty tylko procentowało.
Wizyta u lekarza na Kubie
Najpierw wywiad. Pytania o temperaturę, wszelkiego rodzaju bóle, ogólne samopoczucie, inne objawy i dolegliwości. Obowiązkowo sprawdzenie aktualnej temperatury, a jakże, tradycyjnym termometrem rtęciowym. Następnie po ułożeniu mnie na kozetce, pani doktor zaczęła badać, czy przypadkiem nie złapałem dengi lub innej tropikalnej choroby.
Stąd sprawdzanie sztywności mięśni, twardości brzucha itp. Przyszedł czas na osłuchanie stetoskopem i badanie gardła. Rzut oka na moje migdałki wystarczył, żeby postawić diagnozę – ostry stan zapalny gardła.
Antybiotyk? Najpierw badanie krwi
To nieco nas uspokoiło, zapytałem, czy antybiotyk, który mamy, wystarczy. I tu przeżyliśmy niemałe zaskoczenie. Przyzwyczajeni, że w Polsce nawet na przeziębienie zapisuje się często antybiotyk, bez jakichkolwiek badań, nie mogliśmy wyjść ze zdziwienia, kiedy pani doktor odpowiedziała, że będzie odpowiedni, o ile okaże się, że na pewno mam infekcję bakteryjną.
Choć jak zaznaczyła, wskazywała na to wysoka gorączka, ale zostanie mi jeszcze pobrana krew do badania, aby się upewnić, że to nie wirusy, na które antybiotykoterapia jest bezzasadna.
Po 5 minutach zeszła do mnie pielęgniarka gotowa do pobrania krwi, w międzyczasie jeszcze pielęgniarz z wielką satysfakcją wbił mi w tyłek szprycę z paracetamolem (tak, bolało 😉 ). Po około kwadransie lekarka zeszła do mnie powtórnie już z podstawowymi wynikami badań krwi w ręce.
Tak, to była infekcja bakteryjna, dokładniej bakteryjne zapalenie gardła, co pani doktor bardzo dokładnie, ale przystępnie nam objaśniła, wskazując na różne podwyższone parametry w wynikach.
Do trzydniowego antybiotyku dostałem receptę na paracetamol i tabletki na gardło oraz zalecenie, żeby się nie przemęczać, i nie pić alkoholu. Dodała, żeby po trzech dniach wrócić, jeśli objawy nie ustąpią.
Apteka i formalności
Na miejscu działa całodobowa, dobrze zaopatrzona apteka. Pozytywnie zaskoczył nas jej wystrój. Niemal wszystkie leki były schowane w szufladach pod odpowiednią literą alfabetu. Żadnych reklam, tabletek na gardło, maści na zapalenie pochwy, syropków na kaszel, jaskrawych opakowań bijących z półek okrzykiem „kup mnie”. Tutaj apteka jest apteką.
Podczas realizowania recepty musiałem jeszcze podać swoje dane i w osobnym okienku zapłacić za leki. Po wyjściu w kasie szpitala obok recepcji czekał na mnie rachunek. Wizyta lekarska 40 CUC, pobranie krwi i zastrzyk kolejne 40 CUC. W aptece zapłaciliśmy 0,80 CUC za paracetamol i jakieś grosze za pastylki na gardło. Taksówkę do casy na naszą prośbę zamówił ochroniarz szpitala.
Kontrola była konieczna
Po skończeniu trzydniowego antybiotyku, mój stan zdrowia znacząco się poprawił, ale gardło jeszcze mi mocno dokuczało. Zdecydowaliśmy, że trzeba pojechać do kontroli.
Druga wizytę mieliśmy w ciągu dnia, ale schemat był ten sam. Na początek wywiad z pielęgniarzem i spisanie danych z paszportu. Tym razem w poczekalni było trochę więcej osób, więc spokojnie czekaliśmy na moją kolej. Po około kwadransie zjawiła się pani doktor.
Krótki wywiad, wgląd w papiery z ostatniej wizyty, kontrola gardła i decyzja – kolejne trzy dni antybiotyku, już bez paracetamolu. Pani doktor rzeczowo opowiedziała, na jakim etapie jest leczenie, następnie z uśmiechem podsumowała, że pewnie nie jest to mój wymarzony urlop, ale przynajmniej mam okazję poznać kubańskich lekarzy.
Na koniec lekarka wypisała nam raport z obu wizyt, z dokładnym przebiegiem choroby, do przedstawienia ubezpieczycielowi po powrocie do kraju. Tym razem rachunek końcowy opiewał tylko na 40 CUC, za samą wizytę.
Nie ma czego żałować
Choć momentami byliśmy wkurzeni na samych siebie, na los, że kilka dni straciliśmy z powodu mojej choroby, to koniec końców, wizytę w szpitalu zapisujemy na naszym koncie z doświadczeniami z Kuby. Bo po prostu takie rzeczy się zdarzają i nie warto psuć sobie humoru. Rozchorować się w tropikach to żaden wstyd, a kontakt z kubańskimi lekarzami to sama przyjemność.