Kubańskie paradoksy: Jest rum, jest cola, ale nie ma cuba libre
Kuba pełna jest paradoksów i sprzeczności, jedne zrozumieć łatwiej, inne trudniej. Tym razem opowiemy Wam, dlaczego w państwowym hotelu nie mogliśmy zamówić cuba libre, choć w barowej lodówce był i rum i cola.
Cuba libre to najsłynniejszy kubański drink obok mojito i daiquiri. Jak głosi legenda, wymyślony został na początku XX wieku przez amerykańskich marynarzy stacjonujących na Kubie, dla których czysty rum był zbyt mocny, więc zaczęli mieszkać go z Coca-Colą.
Cuba libre z TuColi
Coca-Cola jednak z kubańskiego rynku zniknęła wraz z nastaniem rewolucji. Na Kubie jednak nic nie ginie, dlatego od 1980 roku w Pinar del Rio produkowana jest wespół z firmą Nestle lokalna odmiana coli pod nazwą TuCola. Moim zdaniem lepsza od oryginału, ale to oczywiście kwestia gustu. Od tego czasu cuba libre na Kubie powstaje właśnie na bazie tego lokalnego napoju.
Nie jest tajemnicą, że Kuba w dużym stopniu przez blokadę USA, ale po części również z powodu własnych kłopotów gospodarczych jest krajem niedoborów i w różnym czasie brakuje poszczególnych produktów. Podczas ostatniego wyjazdu produktem deficytowym, zwłaszcza na wschodzie wyspy, w Santiago de Cuba była właśnie TuCola, z której przygotowuje się cuba libre.
Tu ciekawostka, w sklepach i barach pod dostatkiem było natomiast oryginalnej amerykańskiej Coca-Coli, którą jak się okazało, taniej i łatwiej sprowadzać na Kubę drogą morską przez kraje trzecie, niż produkować i transportować w dobie kryzysu paliwowego i energetycznego własną TuColę, w ilości zapewniającej zaopatrzenie na całej wyspie (TuCola powstaje w Pinar del Rio, na przeciwległym krańcu wyspy, 1050 km od Santiago de Cuba).
Dochodzimy do sedna historii
Las Terrazzas, przestronny snack- bar hotelu La Casa Granda przy plaza Cespedes w Santiago de Cuba, to jedno z bardziej klimatycznych miejsc turystycznej sfery miasta. Wieczorem można tutaj w przyzwoitej cenie wypić naprawdę dobrego drinka, skorzystać z internetu i z dystansu podziwiać odrestaurowany plac.
Ostatniego wieczoru w Santiago właśnie tutaj postanowiliśmy odpocząć po kilkudniowym eksplorowaniu miasta. Nie jestem wybredny, więc na początek bez namysłu zamówiłem cuba libre. Po chwili kelner wrócił z informacją, że niestety cuba libre nie ma. Zdziwiony zamówiłem zatem coś innego.
W oczekiwaniu drinka zacząłem rozglądać się po barze, wówczas w oczy rzuciła mi się lodówka niemal po brzeg wypełniona Coca-Colą. Kiedy kelner wrócił z drinkiem zapytałem, jak to jest, że w barze jest pod dostatkiem rumu i Coca-Coli, ale nie ma cuba libre?
Odpowiedź była zaskakująca, jednak logiczna biorąc pod uwagę sytuację na Kubie. Otóż, przygotowanie cuba-libre z Coca- Coli, byłoby równoznaczne z podniesieniem jego ceny, bowiem cena cuba libre w karcie to 3 CUC, a sama Coca-Cola kosztuje 2 CUC.
Jako że bar jest państwowy, nie można prostu zmienić ceny na wyższą niż podana w karcie tylko dlatego, że używa się droższego produktu. Więc zamiast zmieniać cenę lub całą kartę z powodu jednego drinka, łatwiej nie przyrządzać cuba libre. Oczywiście zawsze możemy zamówić osobno colę, rum i zmiksować wszystko na własną rękę.
Inaczej sprawa wygląda w prywatnych restauracjach. Tutaj cenę dyktuje właściciel. Kiedy byliśmy dzień wcześniej w naszym ulubionym paladarze w Santiago – La Terrazza przy calle Francisco Vicente Aguilera, Olga zamawiając Cuba Libre została poinformowana przez obsługę, że cena będzie wyższa niż w karcie, bowiem drink przygotowywany jest z importowanej Coca Coli, a nie z lokalnej TuColi. Problem rozwiązany.