Calle Damas w Starej Hawanie. Tutaj czas stoi w miejscu
Remonty idą pełną parą. Hawana zmienia się z każdym rokiem. Kolejne kamienice zyskują odnowione elewacje, otwierają się nowe hotele i restauracje. Zwłaszcza w Starej Hawanie, o której coraz częściej mówi się, że nie ma już krzty autentyczności. Ale i tutaj wciąż są miejsca, gdzie czas się zatrzymał. Zajrzyjcie na calle Damas.
***
Jest marcowy poranek 2017 roku, ze snu wyrywają mnie krzyki i kłótnia za oknem. Z wciąż zamkniętym jednym okiem wychodzę na balkon zobaczyć, co się dzieje. W głowie roi mi się, że zobaczę zaraz jakąś burdę na ulicy. Wychylam się przez barierkę i pod sąsiednią kamienicą dostrzegam kilku mężczyzn w średnim wieku.
Wszyscy gestykulują i pokrzykują. Dopiero po chwili dostrzegam, że to nie jest zwykła nerwowa gestykulacja, ale naśladowanie uderzeń kijem bejsbolowym. Wtedy mnie oświeciło, że dzień wcześniej odbywał się jakiś ważny mecz, bowiem wieczorem nawet barman w Dos Hermanos bardziej niż klientami zaabsorbowany był tym, co dzieje się w telewizji.
Jeszcze chwilę przyglądałem się z lekkim już rozbawieniem rozgorączkowanej dyskusji o wczorajszym meczu, po czym wróciłem do mieszkania.
***
To tylko jedna sytuacja, ale doskonale pozwoliła poczuć życie na calle Damas w Starej Hawanie. Życie na ulicy, wśród sąsiadów, między dzieciakami grającymi w piłkę, z której w połowie już uszło powietrze. Uliczny gwar, który rozpoczyna się tu rano, kończy dopiero późnym wieczorem.
Calle Damas darzę pewnym sentymentem, to tutaj zatrzymaliśmy się w Hawanie podczas naszego pierwszego wyjazdu na Kubę. Wówczas wszystko wokół było tak bardzo dla nas inne.
Przez zupełny przypadek trafiliśmy do mieszkania Yordanki, około 40-letniej mulatki, która wtedy mieszkała w domu naprzeciwko wraz z córką Carlą. Jak się później okazało, Yordanka to znana i szanowana mieszkanka Damas.
Każdego dnia wychodziła ze swoim psem na spacer, poruszając się przy tym z gracją daną tylko Kubankom, niezależnie od statusu społecznego i koloru skóry.
Jakby płynęła w powietrzu i nie dotyczyły jej problemy nieobytego turysty, który z równą uwagą patrzy pod nogi, co na gzymsy przeżartych solą morską fasad mijanych kamienic.
Bo kamienice na Damas to wciąż mieszanka kilkusetletniej kolonialnej zabudowy, socrealistycznych plomb i dobudówek z pustaków na dachach. W przeciwieństwie do tak turystycznych ulic jak Obispo, Oficios, czy Mercanderes, gdzie z każdym rokiem przybywa odrestaurowanych budynków, nowych sklepów i cas particular, na Damas czas się zatrzymał. Nawet zawieszony na jednym ze słupów energetycznych zegar dawno temu przestał wskazywać właściwą godzinę.
***
Jest 14 listopada 2019 roku, po ponad dwóch latach znowu jesteśmy do domu Yordanki na Damas. To już piąty raz na Kubie, ale jakoś nie było okazji ostatnimi razy zajrzeć na stare śmieci.
Mimo upływu czasu i rozmachu, z jakim zachodzą zmiany w Starej Hawanie, odnoszę wrażenie, że byłem tutaj wczoraj, tyle że w nocy ktoś namalował graffiti na ścianie kamienicy na przeciwko, Yordanka przeprowadziła się dwa domy dalej, a jej córka Carla wyjechała z Hawany.
Miejsce w mieszkaniu po Yordance zajął starzec, który z brodą sięgającą pasa, bardziej niż Kubańczyka przypomina imigranta z Nepalu. Ale to tyle jeśli chodzi o zmianę sąsiedztwa. Na balkon po przekątnej wychodzi kilkuletni chłopiec, pamiętam go, dwa lata temu ledwie potrafił chodzić, więcej czasu wówczas spędzał u mamy na rękach. Dziś, jeśli nie bawi się na balkonie, to szaleje na ulicy jak inne dzieciaki na Damas.
Wówczas od czasu do czasu na balkon wychodzi jego mama, bardzo ciemna mulatka przed 30. Coś krzyczy do chłopca. Zrozumienie tutejszego dialektu utrudnia wysoki, wręcz przeszywający głos kobiety. To charakterystyczna cecha Kubanek, dlatego lepiej ich nie denerwować.
Pod balkonem słyszę jakiś gwar i wołanie, tym razem jednak to nie kłótnia o mecz bejsbolowy, ale obwoźny handlarz warzyw i owoców, u którego za kilka peso kupimy świeży czosnek, cebulę czy banany.
Z kolei do drzwi na parterze budynku naprzeciw ustawiła się kolejka do pielęgniarki, która przyjmuje tu każdego dnia od godz. 9. A trzeba pamiętać, że tam gdzie jest przynajmniej trzech Kubańczyków jest już głośno. Gwar znowu towarzyszy mi do późnego wieczora, gwar którego tak bardzo brakuje w odrestaurowanych uliczkach, gdzie wraz z nową fasadą zamarło życie.
***
Calle Damas ma zaledwie 450 metrów i jest pewnego rodzaju ślepą uliczką, tz. nie przetniemy nią Starej Hawany jak innymi ulicami. To chyba powód, dlaczego tak rzadko zaglądają tu turyści. Parafrazując cytat z pewnego popularnego filmu o piratach – „Calle Damas znajdzie tylko ten, kto wie, gdzie jej szukać”. Nawet sami Habaneros mają często problem z jej zlokalizowaniem.
Zaczyna się przy magazynie budowlanym przy calle Luz i kończy na San Pedro przy porcie. Na całej ulicy znajdują się ledwie dwie casy particular, jedna cafeteria i stosunkowo nowy paladar (w 2017 roku go nie było).
To jedna z tych ulic, gdzie wieczorem warto zabrać latarkę, i nie dlatego, że latarnie nie świecą, tylko po prostu ich prawie nie ma. Te, które są, palą się żółtobladym światłem, oświetlając ledwie kilka najbliższych metrów, nadając ulicy specyficzny klimat, który coraz trudniej uchwycić w stolicy Kuby.
Nieprzypadkowa jest też nazwa ulicy, Calle Damas wzięła się od młodych kobiet – las damas, które przesiadywały tutaj na balkonach spoglądając z góry na to, co dzieje się na ulicy. Zwyczaj ten jest tutaj nadal praktykowany, tyle że nie tylko przez młode damy, ale wszystkich mieszkańców, którzy mają w mieszkaniu balkon. To również moje ulubione zajęcie w domu Yordanki.