Caimanera, ostatnie miasto przed bazą USA w zatoce Guantanamo
Caimanera to ostatnie kubańskie miasteczko przed amerykańską bazą w zatoce Guantanamo. Dostać się tutaj nie jest łatwo, już na 48 godzin przed przyjazdem trzeba wyrobić specjalne pozwolenie wydawane przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Kuby. Po drodze trzeba z kolei do miasta zaliczyć trzy kontrole w punktach wojskowych. Sprawdzane są paszporty, pozwolenie, samochód.
Podczas pokonywania trasy z miasta Guantanamo do Caimanery krajobraz wygląda dość poważnie, zasieki i wieżyczki strażnicze widoczne w oddali. To wszystko pokazuje, jak bardzo stosunki kubańsko-amerykańskie były i wciąż są napięte.
Droga do Caimanery
Pierwszy posterunek wojskowy znajduje się tuż za rogatkami miasta Guantanamo, tutaj jeszcze właściwie nikt nie zwraca na nas większej uwagi. Szybki rzut oka strażników na auto i możemy jechać dalej. Kilkanaście km dalej zatrzymuje nas drugi checkpoint, tutaj wartownicy są już bardziej skrupulatni. Na oko dwudziestokilkuletni żołnierz, w oliwkowym mundurze, w pierwszej kolejności sprawdza nasze paszporty, następnie okazujemy wyrobione pozwolenie. Dokładnie przygląda się wszystkim pasażerom.
Potem przychodzi pora na kierowcę i samochód, musimy zjechać na pobocze. My zostajemy wewnątrz auta, nasz kierowca Miguel, rzuca krótko tranquilo, czyli spokojnie. Wraca po kilku minutach, jak wyjaśnia, to nowy strażnik, który go nie kojarzy, stąd bardziej szczegółowa kontrola dokumentów.
Ostatni punkt kontrolny zlokalizowany na rogatkach Caimanery już jasno pokazuje, że tutaj nie ma żartów. Bliskość amerykańskiej bazy, której legalność pozostawia wątpliwości, a sami Kubańczycy nazywają ją terenem okupowanym, jest mocno wyczuwalna. Nasze dokumenty po raz kolejny są dokładnie sprawdzane. Wojskowych kręci się tu zdecydowanie więcej niż na poprzednich punktach. Jest też wyższy rangą oficer, który również zerka na nasze papiery. Atmosferę potęguje ciągnący się wzdłuż drogi wysoki płot z drutem kolczastym, za który wstęp jest już surowo wzbroniony. Klimatu dodaje również ogromna solna pustynia otaczająca miasto. W okolicy Caimanery odsala się bowiem wodę z zatoki i pozyskuje sól. (Niestety fotografowanie było zabronione)
Zona militar, czyli strefa wojskowa w Caimanerze
Trzeba zaznaczyć, że Caimanera i jej okolica to Zona Militar, czyli strefa wojskowa i podobnie jak w innych krajach, poruszanie się tutaj, zwłaszcza turystów, jest ściśle kontrolowane. Ale i lokalną ludność obowiązują przepustki, które okazują na punktach kontrolnych. Jose, który jest przedstawicielem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w hotelu Islazul w Guantanamo, podczas wydawania nam zezwolenia na wjazd do Caimanery, dokładnie nas instruuje, co możemy a czego nie możemy robić w strefie.
Lista jest krótka, ale obszerna. Obejmuje zakaz fotografowania wszelkich miejsc poza hotelem Isazul w Caimanerze, w którym znajduje się punkt widokowy na amerykańską bazę (tę można fotografować do woli), oraz Parque Central, centralnego placu w mieście. Zakaz obejmuje też swobodne poruszanie się po mieście, z którego również wyłączone są tylko dwa powyższe miejsca.
Sam hotel świecił pustkami, poza sezonem na Kubie z dala od Hawany i kurortów, trudno o rzesze turystów. Zwłaszcza w tak specyficznym miejscu. Poza nami w hotelu był tylko Argentyńczyk Luciano. W Guantanamo od dłuższego czasu pracował nad filmem i w wolnej chwili wybrał się również rzucić okiem na amerykańską bazę.
Obsługa przywitała nas uśmiechem i ogromną życzliwością. Nim przeszliśmy na punkt widokowy, zajrzeliśmy do niewielkiej sali pamięci, gdzie ustawiona jest makieta całej zatoki, na której możemy zobaczyć jak wygląda sytuacja. Na ścianach nie brakuje natomiast starych zdjęć.
Po wyjściu na punkt widokowy, otrzymaliśmy od towarzyszącej nam pracownicy hotelu lornetkę, przez którą mogliśmy rzucić okiem na bazę. Trzeba przyznać, że bez lornetki widać naprawdę niewiele. Bo od samej miejscowości do bazy jest jeszcze kilka kilometrów zatoki i pól minowych. Można jednak zauważyć amerykańskie wieżyczki strażnicze, szpital, z dużym krzyżem na dachu czy hangary mieszkalne. Z góry można też rzucić okiem na samą Caimanerę i wyjątkowe drewniane domki na palach, zbudowane wzdłuż linii brzegowej.
Spokojne życie w cieniu bazy
W samym mieście życie toczy się spokojnie i leniwie. Wyjeżdżając z hotelu zatrzymujemy się przy Parque Central, na ławeczkach nie brakuje konwersujących mieszkańców. A do lokalnych sklepów co rusz zaglądają miejscowe kobiety na zakupy. Naszą uwagę przyciągnęła zgraja chłopaków na betonowym molo nieopodal. Właśnie urządzali konkurs skoków z pomostu do zatoki. Na widok turystów popisy stały się jeszcze większe.
Warto dodać, że mieszkańcy Caimanery otrzymują specjalny dodatek do pensji za fakt iż mieszkają w strefie wojskowej. Życie tutaj bowiem wiąże się z kilkoma utrudnieniami m.in. przy wjeździe i wyjeździe do miasta i koniecznością posiadania przepustki. Większość towarów do Caimanery musi być z kolei sprowadzana z innych części kraju. Tutaj bowiem głównym zakładem pracy jest ogromna kopalnia soli.
ZOBACZ TAKŻE: Rewolucja kubańska uratowała Starą Hawanę i Centro?
Baza USA w Guantanamo
Amerykańska baza u wejścia do zatoki Guantanamo została utworzona w 1903 roku, po odzyskaniu przez Kubę niepodległości od Hiszpanii. Jednocześnie dającej początek całkowitemu uzależnieniu wyspy od USA, włącznie z prawem interwencji wojskowej w razie naruszenia amerykańskich interesów.
Od zwycięstwa rewolucji kubańskiej w 1959 roku baza jest uznawana przez rząd kubański za nielegalną, a teren za okupowany. Na kubańskich mapach próżno szukać jakiejkolwiek wzmianki o bazie. Władze wyspy wypowiedziały USA umowę dzierżawy. Żaden z prezydentów Stanów Zjednoczonych nie zdecydował się jednak na zamknięcie obiektu. To tutaj w czasie wojny w Afganistanie przetrzymywano i torturowano bez wyroku przywiezionych więźniów. Za teren o powierzchni 117,6 km kw w ujściu zatoki i strategicznym miejscu na Morzu Karaibskim, Amerykanie płacą Kubie niespełna 5 tys. dolarów miesięcznie. Kuba od lat odmawia realizacji czeków.