Varadero to nie tylko hotelowy resort
Varadero, cel podróży tysięcy turystów. Większość z nich z lotniska jedzie wprost do hotelu, który znajduje się w turystycznej enklawie na końcu półwyspu. Jednak sama miejscowość to nieco więcej niż kurort.
Życie toczy się tutaj tak, jak ponad 50-letnie samochody na ulicach, powoli i z gracją. Większość miejscowych zarabia na turystach sprzedając pamiątki, prowadząc małe knajpki lub wynajmując casy particular. Tak jak Roberto, rosły Kubańczyk około pięćdziesiątki o rubasznym głosie, u którego zatrzymaliśmy się na pierwszą noc na Kubie. Tu zaczęliśmy naszą pierwszą, wielką kubańską przygodę.
Śniadanie u Roberta
Roberto dzięki turystom, którym wynajmuje dwa skromne pokoje przy głównej ulicy, może skupić się na doglądaniu domu, spotkaniach z sąsiadami, którzy co rusz pojawiają się przy furtce. W prowadzeniu biznesu pomaga mu żona Martha.
Do noclegu, jak każdy Kubańczyk, oferuje śniadanie, do którego podchodzi bardzo poważnie. Zwłaszcza do serwowanych przez siebie naleśników, które zachwalał nam już wieczorem, jak tylko zjawiliśmy się w progu jego domu.
– My pancakes is the best pancakes on all Cuba, seven stars – przechwala się łamanym angielskim. Jednocześnie wyciąga z szafki księgę gości, w której wśród wielu wpisów na temat samej casy, nie brakuje opinii właśnie na temat naleśników.
– You see, 7 stars – wskazuje wpis jednego z gości. – The best pancakes on Cuba – powtarza.
Rano okazało się, że co do śniadania nie przesadzał. Zaserwował jajecznicę, miskę owoców – mango, ananasy, banany, papaję i gujawę, do tego świeżo wyciśnięty sok, talerz lokalnej wędliny i sera. No i oczywiście pancakesy, do których dołożył sosy – truskawkowy, czekoladowy oraz miód. Jego naleśniki faktycznie okazały się wyśmienite.
Cristal na pragnienie
W Varadero mieliśmy też po raz pierwszy styczność z tutejszym piwem Cristal, nazywanym Cerveza Nacional, czyli piwo narodowe. I choć Kuba nie ma bogatych tradycji piwowarskich, to sztukę warzenia złotego trunku opanowali bardzo dobrze.
Cristal to lager o zawartości alkoholu 4,5 proc. Dostępny tylko w puszkach i butelkach 0,3. Warto dodać, że jest tutaj popularniejszy od wody mineralnej. Kubańczycy raczą się nim równie chętnie, co rumem.
Często robią to bądź w przydrożnych knajpkach lub na plaży, która w tej części półwyspu jest ogólnodostępna i nie jest tak oblegana przez turystów. Właściwie nie ma miejsca w Varadero, do którego do plaży byłoby dalej niż 100-200 metrów. W dodatku wejść na nią można niemal w każdym miejscu. W przeciwieństwie do prywatnych plaż hotelowych w Varadero, na tej publicznej nie ma tłoku, w cieniu palm często rozkładają się kubańskie rodziny, z kolei bliżej morza, leżakują pojedyncze grupki zagranicznych gości.
W Varadero nie da się zgubić
Półwysep Varadero aż do części resortowej ciągnie się wzdłuż dwóch ulic. Są to Avanida 1ra i Autopista Sur. Poprzecinane kolejnymi, numerowanymi przecznicami tworzą przejrzysty szkielet miasteczka, w którym na część mieszkalną składa się tylko niska zabudowa. Zdecydowana większość domów została w części zaadoptowana na pokoje do wynajęcia. Wzdłuż obu głównych ulic bez problemu znajdziemy nie tylko nocleg ale też restauracje i bary szybkiej obsługi.
Gdzie dobrze zjeść w Varadero?
Na polecenie zasługują zdecydowanie dwa miejsca. Esquina Cuba na rogu Avenidy 1 i calle 36, to duża, otwarta restauracja pod drewnianym dachem krytym liśćmi palmowymi. Idealna na upały i duszny tropikalny klimat, brak bocznych ścian gwarantuje ciągłą cyrkulację powietrza. W menu znajdziecie głównie dania kuchni kreolskiej z wieprzowiny, kurczaka i wołowiny w przyzwoitych cenach. Minusem jest dość długi czas oczekiwania.
Dlatego jeśli Wam się śpieszy, warto pożywić się hamburgessą w niewielkim paladarze na rozwidleniu Avenidy 1 i Playa. Atuty tego miejsca to niskie ceny, sprawna obsługa i sprawdzone jedzenie.
Zobacz w galerii zdjęcia z Varadero
Kuba: Varadero kurort
Druga część półwyspu Varadero to ogromne skupisko hoteli z prywatnymi plażami i ogromnymi basenami. Nie różni się od podobnych miejsc w Hiszpanii czy na Dominikanie. Jest ich naprawdę sporo. W sumie około 40 wielkich kompleksów należących głównie do sieci Melia i Iberostar. Od trzygwiazdkowych przeciętniaków po pięciogwiazdkowe, luksusowe obiekty. Generalnie, im bliżej końca półwyspu, tym drożej.
Dominują tu turyści z Kanady, dla których Kuba jest naturalnym miejscem spędzania wakacji ze względu na dobrą siatkę połączeń lotniczych i przystępne ceny. Ale sporo jest także wczasowiczów z Polski i Rosji.
Strzeżone, zamknięte plaże wyglądają jak z katalogów biur podróży. Bary kryte liśćmi palmowymi, muzyka, parasolki, leżaki i leżanki pod baldachimami. Przepych widać na każdym kroku. W tej części półwyspu niestety nie znajdziemy krzty prawdziwej Kuby, lokalności, autentyzmu, kultury. Miejsce daje po prostu możliwość zwykłego wakacyjnego odpoczynku. Turystom spragnionym większych wrażeń, szybko się jednak znudzi.
Podczas naszego pierwszego wyjazdu na Kubę w marcu 2017 r. spędziliśmy przypadkiem jedną noc w pięciogwiazdkowym hotelu Paradisus Princesa del Mar Resort. Był to pobyt na koszt biura TUI, które odwołało nasz lot powrotny do Polski, i musiało coś zrobić z pasażerami koczującymi już kilka godzin na lotnisku. I co prawda przez cały wyjazd nie mieliśmy okazji zaznać takiego luksusu jak tutaj, to jednak wolimy casę praticular u poczciwego Roberto i jego naleśniki.