Krokodyl kubański, którego Fidel uratował. Dziś zagraża mu kuzyn gringo
Pierwsze skojarzenie z Kubą? Zapewne rum, muzyka i cygara. Ale krokodyl? Ten gad o niezbyt miłej aparycji jest tu otoczony nie mniejszą czcią niż bejsbol i domino. Mówi się, że nawet wyspa kształtem przypomina śpiącego krokodyla. Niewiele brakowało, a dziś pojawiałby się tylko we wspomnieniach. 60 lat temu przed kłusownikami uratowała go rewolucja. Dziś zagraża mu własny kuzyn gringo.
Kiedy drużyna Cocodrilos de Matanzas po raz pierwszy w historii rozgrywek bejsbolowych na Kubie sięgnęła w styczniu tego roku po puchar, mieszkańcy oszaleli ze szczęścia. Euforia wybuchła w miastach i miasteczkach od Matanzas do Playę Largę.
Nie jest tajemnicą, że bejsbol to na wyspie świętość, tak jak i krokodyl, który nie bez powodu widnieje w herbie drużyny z Matanzas.
Dokładniej krokodyl kubański, zamieszkujący ogromne bagna i moczary Cienaga de Zapata na południowym wybrzeżu Kuby właśnie w prowincji Matanzas, Dziś jego liczebność wynosi około 4,5 tys. osobników, ale jeszcze 60 lat temu groziło mu wyginięcie.
Bieda i kłusownictwo
Choć Kuba przed rewolucją słynęła z przepychu, najwyższej liczby telewizorów na mieszkańca, pierwszej linii kolejowej i telegrafu na Karaibach, to bogactwo było pozorne i ograniczało się właściwie tylko do białych dzielnic Hawany. Reszta kraju klepała biedę, mieszkańcy bez dostępu do oświaty, medycyny i perspektyw żyli z dnia na dzień.
Jedną z najuboższych na Kubie była prowincja Matanzas, zwłaszcza jej południe. Mieszkańcy parali się tu głównie rybołówstwem, wypalaniem węgla drzewnego (tzw. Carboneros) oraz… kłusownictwem na krokodyle. Zajęcie niebezpieczne, ale pozwalające zarobić parę groszy. W cenie były zarówno skóry jak i mięso krokodyli.
Wszystko zmieniło się po zwycięstwie kubańskiej rewolucji. Fidel Castro osobiście złożył Carboneros propozycję, jeśli zaprzestaną polowania na krokodyle, on poprawi warunki ich życia. Wkrótce w regionie pojawiły się pierwsze szkoły, ośrodki zdrowia, dotarła elektryczność.
Crocodileos w służbie krokodylom
Kłusownictwo ustało. Jednak to nie wszystko. Byli kłusownicy stali się Crocodileos, czyli obrońcami krokokodyli. Jako jedni z nielicznych na wyspie potrafili na nie polować, dostali więc zadanie specjalne. Wyłapanie żyjących osobników i przeniesienie ich do rezerwatu w Cienaga de Zapata.
– Po 1959 roku zaczęliśmy się uczyć, inaczej patrzeć na krokodyle. Powstały szkoły pierwsze w tym regionie. Ludziom zaczęło się lepiej żyć – mówi dla telewizji Planete+ 74-letni Efren Alonso, syn byłego kłusownika.
I choć Carboneros nadal wypalają węgiel Cienadze, dziś chronią krokodyle, zamiast na nie polować, a tradycja jest przekazywana z pokolenia na pokolenie.
W rezerwacie żyje dziś około 4,5 tys. krokodyli. Crocodileos nauczyli się rozróżniać samce od samiczek i co najważniejsze, odróżniać młode krokodyle kubańskie od ich największego obecnie zagrożenia, krokodyla amerykańskiego, który coraz częściej dociera do południowego wybrzeża Kuby.
Krokodyl kubański znów zagrożony
Choć dziś kłusownictwo nie zagraża już kubańskiemu krokodylowi, pojawiło się nowe zagrożenie. Jego bliski kuzyn, krokodyl amerykański coraz częściej pojawia się Cienadze docierając do południowego wybrzeża Kuby wraz z prądem morskim i podwodnymi grotami.
Tutaj miesza się z rodzimym gatunkiem. Utrzymanie rezerwatu ma powstrzymać ten proces, dlatego Crocodileos potrafią rozróżniać nie tylko oba gatunki, ale też mieszańców już od pierwszych dni ich życia. Jak na ironię losu, krokodyl amerykański zaliczany jest do gatunków inwazyjnych.
Dorosłe osobniki nie tak trudno rozróżnić. Choć są podobnych rozmiarów, krokodyl amerykański jest ciemniejszy, bardziej szary, ma też inny pysk z charakterystycznym płaskim rombem na głowie. Jednak młode są niemal identyczne.
Farma krokodyli, czyli krokodyl jako atrakcja
Kubańczycy ze swojego krokodyla są dumni, podkreślają często, że ich jest zdecydowanie ładniejszy niż amerykański. Nic dziwnego zatem, że stał się atrakcją turystyczną.
Nieopodal Plai Largi powstała pokazowa farma La Boca de Guanma, gdzie rozmnażany jest gatunek kubańskiego krokodyla. Turyści mogą tu podglądać z bliska młode i dorosłe osobniki, a nawet je nakarmić, czy zrobić sobie zdjęcie. Wstęp kosztuje 6 CUC.
Z farmy warto skusić się na nieco droższą wycieczkę na Lagunę del Tesero, na której stworzono pokazową wioskę indiańską. Choć sama wioska nie jest porywającą atrakcją, to rejs łodzią motorową wąskimi kanałami pośród lasów namorzynowych, to nie lada przygoda (warto zaczekać z niewielką grupą na małą łódź).
W Lardze można również wykupić wycieczkę do samego rezerwatu Cienega de Zapata, gdzie zobaczymy krokodyle w bardziej naturalnych warunkach. Wycieczki organizowane są obowiązkowo z przewodnikiem.
Warto zaznaczyć w tym miejscu, że na Kubie obowiązuje niemal całkowity zakaz zabijania krokodyli, a ich populacja jest ściśle regulowana. Jeśli zatem w restauracji, paladarze czy przydrożnym barze w karcie będzie mięso krokodyla, z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie to kurczak pieczony na krokodylim tłuszczu.
Krokodyl i religia
Kubański krokodyl obecny jest również w kubańskich religiach synkretycznych. W popularnej na Kubie Santerii symbolizuje siłę. Mieszkańcy wieżą, że krokodyl strzeże ich bliskich.
Popularne są talizmany i amulety, które mają chronić posiadaczy od złego. Pewne jest jednak, że bez pomocy ludzi, a zwłaszcza Crocodileos, kubański krokodyl sam nie ochroni się przed inwazją swojego kuzyna z północy.
Źródło: Walka o przetrwanie kubańskich krokodyli, Planet+